O północy przy półce z książkami
Zdarzyło Wam się kiedyś przyspieszyć kroku tuż przed zamknięciem sklepu, by przypadkiem nie zostać tam zamkniętym na noc? Mnie też nie. Jednak zdarza mi się myśleć o tego typu abstrakcyjnych sytuacjach często i to w dość przypadkowych momentach. Przykład? Ostatnio zastanawiałam się przy myciu zębów, nad tym jakie zabezpieczenie nasz dom stanowi w przypadku apokalipsy zombie (czy okna wytrzymają napór, a może już płot zatrzyma pierwszą falę?). Nie pytajcie. Anyway.
Lokalizacja, lokalizacja, lokalizacja!
Wracając do tematu, o ile w Ikei nocowanie można uznać za sytuację względnie komfortową (oczami wyobraźni już widzę, jak biegam sobie niczym Złotowłosa, siadam na każdym fotelu i wyjadam z dowolnej chłodziarki), o tyle w sklepie ogrodniczym nasze opcje będą mocno ograniczone, ani nie pojemy sobie ani się specjalnie nie wyśpimy. Lokalizacja ma w tym wypadku ogromne znaczenie (spisujmy więc listy zakupowe rozważnie, najpierw grabie, na końcu nocny stolik).
Nie zmienia to jednak faktu, że gdy już człowiek pozwiedza sobie, przetestuje całe umeblowanie i z upolowaną przekonską znajdzie ten najlepszy fotel z lampką przy największym regale, to ten regał będzie pusty… Ale jak to tak, bez książek?? Przezorny czytelnik ma zawsze ze sobą jeden lub dwa tomy na taką właśnie okazję. Jednak skoro sky is the limit, może na noc lepiej wyskoczyć do ogromnej księgarni? I to ze śpiworem. A może nawet od razu w piżamie?
Halo, czy to napad?
Ucieszyła się moja wewnętrzną bibliotekarka, gdy usłyszałam, że takie abstrakcyjne wydarzenie miało już miejsce. Otóż pewnemu turyście z Ameryki, nie udało się wyjść z księgarni na czas. Buszował sobie miedzy nowościami jakby jutra miało nie być, aż tu nagle zgasło światło…
Turysta zachował zimną krew. Ruszył w kierunku wyjścia i próbował opuścić budynek jakby nigdy nic, tyle, że przez zamknięte drzwi. Jak można się spodziewać, drzwi pozostały niewzruszone, za to alarm zawył z pełną mocą, umilając jeszcze bardziej ten już i tak ekscytujący wieczór.
Spokojnie. Odpowiednie służby zareagowały błyskawicznie. W holu odezwał się telefon alarmowy i turysta został odpytany szczegółowo – Czy to aby nie napad? Nie napad?… OK, ktoś wkrótce po Pana przyjedzie.
Wypuście mnie…
No ale, skoro turysta nie rabował i nie uciekał, to ratunek przecież nie jechał do niego na sygnale. Więc turysta grzecznie czekał. I czekał. Alarm ucichł. Panowała ciemność. I tak czekał i czekał. Po dwóch godzinach emocje opadły i turysta zaczął być głodny i zniecierpliwiony. Przyszedł więc czas, by sięgnąć po ostatnią deskę ratunku – rozpaczliwy post w social mediach, zakończony niewygórowaną prośbą do szanownych księgarzy. ‘Wypuście mnie!!!‘.
Noc w księgarni
Komentarze pod postem to prawdziwe złoto. Od okrzyków radości i zazdrości (‘Dla rodzica to brzmi jak raj. Spokój i cisza i książki. Czy masz tam może czekoladę?’)*, przez niesamowite rady i pomysły (‘Szybko. Buduj największy fort z książęk. To jedyna taka okazja‘; albo ‘Przenieś wszystkie wydania Biblii do sekcji książek fantasy!’)* aż do opisu własnych, podobnych przeżyć (‘Masz tam przynajmniej dostęp do łazienki. Mnie zamknięto w labiryncie luster w Pradze..’)*.
Sprawa została nagłośniona i nawet po uwolnieniu delikwenta dalej odbijała się czkawką medialną. Turysta udzielał wywiadów, ale, że był już wolny i najedzony to teraz z dystansem żartował ze swojej nocnej przygody. Księgarnia za to postanowiła przekuć ten chwilowy rozgłos we własną akcję marketingową i w odpowiedzi przygotowała konkurs na oficjalne nocowanie w ich sklepie (Nocturnal Litereary Lockdown).
Poirot, dobra książka i bosa stopa
Na noc w księgarni nie trzeba więc długo czekać. Oprócz noclegu w księgarni czekały dodatkowe atrakcje. Poirot czytał gościom fragmenty książęk, a ekspert od snu zapewniał, że czytanie przed snem to dobry nawyk i doradzał co najlepiej czytać na sen. Ale oczywiście momentem kulminacyjnym było odsłonięcie miejsca do spania. Materace umieszczono w sekcji z książkami dla dzieci. Dla uczestników przygotowano też śpiwory, torby z książkowymi upominkami oraz kapcie w kształcie jednorożców (mimo to dwie osoby wolały spędzić noc w księgarni na boso – to dopiero poczuć się jak u siebie w księgarni). I czytelniczy maraton ruszył…
Działo się to kilka lat temu w księgarni Waterstone’s Piccadilly w Londynie.
*W nawiasach zamieściłam luźne tłumaczenia i skróty kilku komentarzy dostępnych pod postem Davida Wellsa. Więcej komentarzy można przeczytać tutaj.
O jejjjj gdyby połączyć sklep z czekoladkami i książkami to zostaje tam na tydzień! :*
O tym samym pomyślałam 🙂